Perfectly balanced… as all things should be…
Siedząc w pociągu powrotnym do Poznania, wspominamy wszystkie trudy naszej wędrówki: błoto, niesienie namiotów, bolące uda Tadka, podróż po śniegu, rozstawianie namiotu pepiczków… Było tego wiele, ale wszystkie te przeciwności okazały się być niczym wobec wspaniałych chwil przeżytych razem.
Spotkaliśmy się o 5.20 na dworcu PKP, żeby stamtąd przejechać prosto do Szklarskiej Poręby. Po długiej i tłocznej podróży zjedliśmy śniadanie, zapoznaliśmy się z trasą i ruszyliśmy na szlak. Trochę pokropiło, ale z cukru nie jesteśmy więc daliśmy radę. Wczorajsze podejście dało nam trochę w kość, ale po tym najgorsze było już za nami – dalsza trasa okazała się być prosta i przyjemna. Największe wrażenie wywarły na nas olbrzymie skały i torfowiska na Hali Izerskiej. Po przyjściu do Chatki górzystów bez chwili wahania rozbiliśmy obozowisko (najwięcej trudności przysporzył wspomniany wcześniej namiot), przygotowaliśmy pyszną kolację (kurczak w sosie serowo-śmietanowym, aczkolwiek bez kurczaka, za to z pieczarkami, wieprzowiną i papryką). Zmęczeni szybko poszliśmy spać – nie wszyscy, ponieważ wraz z zapalonym astronomem Hubertem R. oglądaliśmy najciemniejsze w Polsce niebo. Wężownik niestety schował się za chmurami.
Drugiego maja wstaliśmy wypoczęci i gotowi do dalszej trasy. Obraliśmy dłuższą drogę, planowaliśmy zahaczyć o Smrek, ale niestety kijki od namiotu pokrzyżowały nam plany. Do Świeradowa-Zdroju dotarliśmy około godziny 17, skąd autobusem wyjechaliśmy do Jeleniej Góry. Tam po posiłku wsiedliśmy w pociąg, w którym znajdujemy się obecnie, opisując wspomnienia z ostatnich dni.
Już za parę godzin z ZZtem naszej drużyny wyruszymy bronić miana najlepszego ZZtu hufca. Trzymajcie kciuki!
Czuwaj!
pwd. Antoni Kozanecki